Przez
chwilę stałam jak słup kiedy w końcu
pojawił się Justin.
-I jak
podoba ci się? – odwrócił mnie do siebie tak aby nasze twarze były zwrócone do
siebie.
-Tak,
bardzo. – nie potrafiłam popatrzeć mu w oczy więc szybko go do siebie
przytuliłam.
-Nie
słyszę entuzjazmu w głosie. – zaśmiał się.
-Jestem po
prostu zszokowana.
-Czym? Czy
to takie dziwne że ktoś chcę dla ciebie zrobić coś miłego?
-No
właśnie nie. Aleja nigdy nie doświadczyłam takiego poświęcenia i miłości od
drugiego człowieka.
-No to się
przyzwyczaj.
Zaśmiałam
się. – Przepraszam.
-Nie
szkodzi. A teraz możemy w końcu spędzić miło dzień ?
-Tak tak
jasne. Więc mówiłeś że masz dla mnie coś specjalnego. Co to takiego ?
-Więc najpierw
chciałbym zjeść z tobą obiad przy świecach.
-Brzmi
kusząco. To by wyjaśniało czemu w pokoju jest tak ciemno.
-Wiesz,
chciałem o wszystko zadbać żeby było idealnie.
-Udało ci
się. – zaśmiałam się.
-Chodź do
stołu.
Przemieściliśmy
się do drugiej części pokoju gdzie ukazał się mały stoliczek na którym
stały świece, drugi szampan i talerze
wypełnione po brzegi. Za siedzenia służyły nam koce które były położone na
podłodze.
-I jak ci
się podoba ?
-Justin
jest idealnie. - posunęłam się w stronę Justina popatrzyłam mu w oczy i
przytuliłam z całej siły. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie kilka minut. Cisza
między nami nie była frustrująca, była piękna. Rozumieliśmy swoje uczucia bez
słów. Nagle odsunęłam się od niego i zaczęłam myśleć jak powiedzieć o moim
bracie. -Justin bo wiesz ja naprawdę nie chcę psuć nam dnia ale nie daję rady.
Wszystko ostatnio zwaliło mi się na głowę i dziękuje ci że ze mną jesteś ale to
nie zmienia faktu że jest źle.
-Słuchaj
pamiętasz jak pobiłeś się z Dannym i wylądowaliście na komisariacie ?
-Tak
-A
pamiętasz tego chłopaka który chciał was powstrzymać kiedy się biliście?
-No
pamiętam ale o co chodzi ?- był nieco zszokowany.
-Ten
chłopak okazał się być moim bratem- Justin był bardziej zszokowany na moich
policzkach pojawiły się łzy a jedyne czego chciałam to żeby się wszystko
skończyło.
-O czym ty
mówisz skąd wiesz i jak to twoim bratem?
Nie
wiedziałam jak mu to powiedzieć, sama w dalszym ciągu byłam zszokowana całym
tym bałaganem w moim życiu ale Justin jest jedną z ważniejszych osób w życiu
które powinny wiedzieć.
-Rozmawiałam
z nim, powiedział mi że jego ojciec zginął kilka dni temu potem zaczęłam go
wypytywać o różne rzeczy aż powiedział że jego ojciec miał na imię James a jego
teraźniejsza żona Emma. Od razu wybiegłam z komisariatu i wtedy ty mnie
znalazłeś leżącą na ziemi.
-Boże Dani
czemu mi nie powiedziałaś wcześniej. Widziałem że coś cię gryzie ale myślałem
że w dalszym ciągu to śmierć ojca. To oznacza że twój ojciec zdradzał matkę ?
-Nie wiem
dokładnie nie chcę tego wiedzieć, nie chcę już słyszeć więcej o ojcu.
-Nie wiem
co powiedzieć ci na ten temat. Nie byłem nigdy w takiej sytua...- przerwałam mu
pocałunkiem.
- Po
prostu bądź ze mną.
Nic nie
odpowiedział tylko pocałował czubek mojej głowy. Wstał pociągnął mnie do siebie
złączył nasze usta w jedność, popychając mnie w stronę łóżka. W końcu oboje
położyliśmy się. Justin mnie przytulił i całował po kolei każdą część mojego
ciała. Czułam się wtedy taka potrzebna, kochana. Wiedziałam że żyje dla kogoś
kto mnie kocha i szanuje. Wszystko było takie piękne wokół.
-Kocham
cię. - Justin powiedział mi szeptem do ucha.
-Dziękuje
że jesteś. Nigdy bym się nie spodziewała że spotkam kogoś takiego jak ty.
-To ja ci
powinienem podziękować że w końcu moim celem jest uszczęśliwianie innych a nie
mnie. Kiedyś byłem rozwydrzonym synkiem bogatego tatusia ale dzięki tobie
zrozumiałem że to życie nie jest dla mnie. Teraz liczysz się ty i twoje
szczęście.
-Ale
przeze mnie pokłóciłeś się z tatą.
-Nie
prawda Dani, na pewno nie przez ciebie. To tylko jego wina ale nie chcę o tym
rozmawiać. Chcę spędzić chwile bez problemów.
W pewnym
momencie zasnęłam w jego ramionach nawet nie pamiętam kiedy.
*sen*
Szłam
przez ulice w dzień o 12 godzinie. Zawsze na ulicy Blacky było wiele osób ale
tego dnia nie widziałam nikogo. Szłam
samotnie, nie słyszałam szumu wiatru ani śpiewu ptaków. Słyszałam jedynie głos
wydobywający się z pobliskiego cmentarza. Szłam tam przestraszona nie wiedząc
co się zaraz stanie. Głos był coraz głośniejszy i donośniejszy. Męski głos
mówił "Chodź, chodź, chodź" Głos był dość niewyraźny. Doszłam do
cmentarza chmury zaczęły się robić czarne a z nieba zaczęły spadać krople
deszczu, zaczął wiać mocny wiatr. Może była to jakaś przestroga przed tym żeby
nie wchodzić na cmentarz ale to mnie jeszcze bardziej zmotywowało.
Zaczęłam
biec w stronę głosu który był coraz bardziej głośniejszy. Ujrzałam nagle przed
sobą człowieka, mojego tate. Podbiegłam żeby sie przytulić ale przeleciałam
przez niego jak przez coś czego nie było tak na prawdę.
-Tato ?
-Witaj
córko.
-Czy to
sen?
-Tak.
Chciałem cię jeszcze raz zobaczyć. Niestety przed moją śmiercią nie zdążyłem ci
powiedzieć wielu rzeczy które powinnaś wiedzieć.
-Co?
-Danielle,
zabili mnie ludzie dla których pracowałem, sprzedawałem narkotyki.
-Wiem.
-Ale też
chciałem ci opowiedzieć o twoim bracie.
-Tato ja
już wiem, miałeś go z inną kobietą.
-Tak
owszem wiem że jak się obudzisz nie będziesz pamiętała o czym rozmawialiśmy ale
mam nadzieję że obudzisz się pełna życia. Obserwuje cię dzień w dzień od mojej
śmierci i widze jak cierpisz. Jest to dla mnie straszny widok bo wiem że to
moja wina...
-Danielle,
Danielle?
________________________________________
po długim czasie w końcu jest rozdział :)